Zrób to sam

Cały pic polega na tym, że najpierw się spotyka kilka osób. Potem grają. A potem odnoszę wielki sukces.

Albo nie. A jak nie, to wtedy najciekawiej grzebać. Jakiś czas temu natknąłem się na kapelę o nazwie The Homosexuals. Nie pamiętam w ogóle jak na nich trafiłem, to z reguły pojawia się ni stąd ni zowąd. Kapela to pomieszanie punka z psychodelą. A perkusista to nawet się wypiął, bo w kapeli o takiej nazwie nie chciał grać. Potem jak po nitce do kłębka pojawiła się kolejna. Desperate Bicycles. I tu jest pies pogrzebany. Bo to wszystko jakieś lata 70 – te i do tego osławiona zasada DIY. Czyli jest kapela, jest taśma, gramy, nagramy. Ostatnio Bojadżijew mi mówił, że w punku wkurwia go to niechlujstwo. I najciekawsze jest to, że mnie to właśnie jara. A cały punk taki jest, a im dalej w las, tym ciekawiej, bo okazuje się, że jest mnóstwo tego badziewia, które po prostu grało, a resztę miało w dupie. Tak samo jak w minimal synth. Kolejny odjechany minimalistycznie nurt, który mnie jara.

Chaotyczny ten wpis. Cóż.

10 uwag do wpisu “Zrób to sam

  1. W punku jest fajnie, jak to wyjebanie jest autentyczne, nie sztucznie doklejane dla imydżu.

    A takie grzebanie w rzeczach to faktycznie fajne, tylko potem się dowiadujesz że jesteś daleko w lesie, rośnie Ci lista płyt do sprawdzenia, z płyt robią się dyskografie, z tego jeszcze dekady podzielone na kraje, gatunki i jakieś relacje, kto z kim grał, gadał albo kto się na kim wzorował i pewnego dnia budzisz się, już z automatu, siadając przy komputrze puszczasz sobie swoją wymuskaną tabelkę excela, której sam już nie rozumiesz i dociera do Ciebie, że właśnie przepierdoliłeś rok na szukaniu muzy, nie jesteś w 1/100 tam, gdzie chciałeś być, a świat ma to w dupie i jedzie dalej. Gorzka refleksja, której zwieńczeniem jest awaria prądu w bloku i spierdolenie się 1TB-go dysku, na którym to wszystko leżało, część jeszcze nieopisana i niezapchana tam, gdzie trzeba, reszta ładnie otagowana i w pięknej hierarchii folderów, tak, żeby od razu można było znaleźć.

    Reasumując, rób jakiś backup czy coś. Bo nawet jak masz listę, to dużej ilości źródeł może już nie być (zwłaszcza po tym niedawnym wysraniu się 90% serwisów sharingowych).

  2. Prawda, prawde, ale. Zauważ, że do jakichś 75% przesłuchanych różnych rzeczy potem nie wracasz. Bo sprawdzają się tylko te albumy, do których masz ochotę wrócić. Reszta sobie gdzieś leży i nawet nie pamiętasz, że w ogóle leży. Druga sprawa jest taka, że ja jestem bałaganiarz jednak. Mam burdel w plikach, nie umiem sobie tego układać w excelu, nawet mi się nie chce. Po prostu wrzucam, potem odsłuchuję i jakoś to idzie powoli. Nawet RYMa już zaniedbuję, bo mi się nie chce logować(!). U mnie jest jeszcze opcja taka, że ja łapię falę na różne rodzaje muzy. Jak mnie weźmie na punka, to nic tylko w kółko punk. Potem przerwa na kilka tygodni albo miesięcy i wracamy po jakimś czasie. teraz mnie wzięło na minimal synth, ale cholera wie jak długo w tym posiedzę. Problem jest taki, że ja sporo odsłuchuję na jutubie, naklikam, potem zapomnę jak to się nazywało i muszę szukać w historii przeglądarki. Ostatni zresztą bardziej kładę na to lagę. Poza tym dobry miesiąc teraz jest, bo i nowy PIL, teraz Melvins, potem Fiona, i jeszcze ma być Ruta nowa. Jest co słuchać.

    A to wyłożenie tych serwisów to mnie wkurwiło niemożebnie. Co się działo na Mutant Sounds, ile zbiorów na Art of Losing poszło się jebać, to historia. No ale walczymy z kradzieżą, walczymy, jak o pokój.

  3. Miałem tego excela na takiej zasadzie, że otwierałem go i dosłownie wychodziłem na łowy. W dzień zbierałem sobie nowe rzeczy do niego, w nocy po kolei zasysałem, czy to z torrentów czy z szaringu. Potem zacząłem jakieś kolory stosować i inne pierdoły, skróty, nawet formuł parę było. Pamiętam, że w pewnym momencie nie wiedziałem, co znaczy połowa rzeczy tam.

    Co do burdelu, to nie masz foobara? Tam są narzędzia do tagowania i katalogowania 8)

  4. Mam foobara, ale ja nie umiem zachować porządku. Tagów to mi się nawet nie chce tworzyć, bo jestem leniwiec pospolity i jak stworzę jednego taga, to z lenistwa ląduje tam wszystko. Wystarczy, że zrobię sobie w foobarze playlistę o nazwie „punk”, a potem lądują tam rzeczy synthpopowe i inne. Ostatni stworzyłem sobie playlistę „recenzja” i oczywiście jest dużo ponad to. Potem jeszcze mi coś żona wrzuci, choć rzadko, przyznaję, potem jest na przykład Akademia Pana Kleksa dla dzieciaków i tak w koło Macieju. Jedyne sensowne tagi w moim przypadku to powinny być daty tworzenia tych playlist.

    Formuły nawet w excelu wypisywałeś? Jezu, to miałeś niezłą tabelkę już. Sama się robiła. Strach…

  5. To ja zawsze chcę mieć porządek z muzyce, potem czegoś nie mogę znaleźć, zapomnę i znika. Jak ostatnia – zajebista – The Mars Volta. Kompletnie zapomniałem, że tu leży i słuchałem jej tydzień bez przerwy, bo taka dobra.

    Szkoda, że nie zachowałem tego excela, tylko wywaliłem z hukiem przy awarii, bo kurde, mocny był.

  6. Pamiętam jak mój szwagier miał taki program, co się nazywał „Where is it”. No i ten program mówił od razu na jakiej płycie jest dany album albo empetrójka (chodzi o płyty z danymi, nie oryginalne albumy). Jak ktoś tak kolekcjonował mp3 to się może i przydawało. Tylko śmiech był jak szwagier wynajdywał, że na przykład – niech będzie – Mars Volta znajduje się na płycie nr 43. Potem szwagier siedział i kminił gdzie leży płyta nr 43.

    • A widzisz, ja nagrywałem. Niedawno całkiem znalazłem właśnie tę płytę (Datex, zielona, good times), wkładam, a tu dupa.

      Mam jakiś uraz do screenagersów. Kiedyś, sto lat temu przeczytałem tam zbiór słabych tekstów i jakoś mnie odrzuciło 😦

Dodaj komentarz