Projekt Recenzja: Morgul – The Horror Grandeur

Kolejna propozycja Bojadżijewa to kapela z Norwegii. Oczywiście można się było spodziewać totalnej rzeźni, zwłaszcza ze względu na okładkę oraz kraj pochodzenia kapeli. Ale całe szczęście jest całkiem znośnie. Jeśli chodzi o nazewnictwo kapel, zwłaszcza metalowych, to Tolkien jest daleko z przodu. Cholera wie czemu, mi się nigdy ci jego hobbici z metalem nie kojarzyli, Sauron czy Saruman też, ale rozumiem, ciemne moce, zło itd. Dodając do tego jeszcze tytuł, to już w ogóle wielkie zło.

To wielkie zło mnie atakuje, ale jakoś pokątnie. Okazuje się, że album całkiem przystępny, tego black metalu to nie ma jakoś niezwykle dużo. Ja nie znam klasyki gatunku, ale to co tu Bojadżijew podrzuca to w sumie lajtowe opcje chyba, albo ja się tak wyrabiam. Oczywiście płyta jest symfoniczna, a jakże, czyli tu pianino, smyki, ho ho. Ciągnie metali do filharmonii. Cała płyta bardzo mi się kojarzy ze słuchanym już przez nas w ramach projekty Arcturusem. Ja słabo osłuchany, Arcturusa już zdążyłem zapomnieć, więc pewnie bym pomylił. Bardzo mi się to zespala w jedno. Kojarzy oczywiście z okresem międzywojennym, a właściwie z balami maskowymi gdzieś w tym okresie. Tu wszyscy poprzebierani, a gdzieś w którejś masce czai się szatan. Horror. Grandeur.

Album Morgula jest z 2000r. a więc po Arcturusie, co może świadczyć, że się chłopaki inspirowali (ale nie musi). Z tego co pamiętam z recek (bo nie z własnych przemyśleń, he), to Arcturus jest klasykiem, Morgul chyba pokrył się kurzem, brać doceniła w mniejszej ilości pewnie.

Z muzyki co mi się rzuciło, to utwór tytułowy. Kawałek zaczyna się riffem, który przywodzi mi na myśl „Whatever That Hurts” Tiamatu, a potem już się dzieje. Smyki, które zacinają niemalże folkowo, chóralny refren. Kawałek, który spokojnie można nazwać hitem. Zauważyłem, że jestem w stanie go sobie po cichu zanucić (znaczy melodię). Reszty właściwie nie pamiętam. Nic jakoś nie przykuło mojej uwagi, sorry. Konstrukcja podobna w tych utworach, trochę blacku, trochę lajtowego grania i śpiewania, trochę riffów, trochę filharmonii, gdzieś tam jakieś szatańskie odgłosy. Przydałby się tej płycie Devin, który pierdnąłby i beknął, to trochę powagi by opadło.

Jak się ostatnio widziałem z Bojadżijewem, to mi dał zielone światło, że mogę płytę zjebać. Zrównać z piachem i już. No i miałem sobie dać jakąś dwóję, czy coś, ale z drugiej strony nie mam się do czego przyczepić. Co najwyżej mogę się powyzłośliwiać. Dla mnie trója, bo to średniak w sumie dla takich jak ja.

Ocena: 3/5

Recenzja Bojadżijewa
Recenzja Wmichaela

2 uwagi do wpisu “Projekt Recenzja: Morgul – The Horror Grandeur

Dodaj komentarz