Projekt Recenzja: Ihsahn – Eremita

Gdyby nie fakt, że Bojadżijew po paru głębszych wtajemniczył mnie w propozycję recenzencką trochę wcześniej, to Eremity podchodziłbym z obawami. Przecież Ihsahn to lider legendarnego Emperora. A Emperor to jest black metal, to jest zło, to jest szatan, to jest okultyzm, to jest czyste evil i w ogóle fear fear fear. Emperora to ja właściwie nigdy nie sluchałem. Przecież to samo zło, fear fear fear, więc skąd mógłbym wiedzieć co tam sobie lider wyrabia solo. Skoro lider, to pewnie ciągnie dalej to co zaczął.

A tu niespodzianka (hehe, skąd mam wiedzieć czy niespodzianka, skoro Emperora nie znam). Płyta za pierwszym razem odrzuciła mnie bardzo, bo to jest taki eklektyczny metal. Ja średnio to lubię, ale wiadomo, pierwsze przesłuchanie jest takim nawet nie przegryzieniem, ale polizaniem tematu. Posluchałem z czym będę miał do czynienia przy następnych przesłuchaniach. A przy następnych…

Solidne brzmienie, solidne kompozycje, zwarte, przemyślanie. Jazzowy saksofonista na liście płac (Jurgen Munkeby, nie wiem kto zacz). Chwytliwy „The Paranoid”, ładny „the Eagle and The Snake”. I saksofon, spokojny „Catharsis” też z saksofonem, blackowy „Something Out there” ze spokojnym refrenem, rozjechanymi solami, symfoniczny „Grief”, a w ostatnim kawałku śpiewa nawet dziewczyna, z tego co wiem partnerka życiowa naszego bohatera Ihsahna.

W dzisiejszej recenzji nie będę lał wody, bo ta płyta to nie jest materiał dla mnie. Nie bardzo umiem w takich sytuacjach pisać o muzie. Mogę hejterzyć, owszem, ale… tu nie ma co hejterzyć. Płyta to kawał solidnej muzyki, eklektycznej, dobrze brzmiącej. Saksofon dodaje jej dużo kolorytu. ihsahn nie tylko drze się i growluje, ale śpiewa ładnie (tam w jednym z kawałków śpiewa jeszcze ktoś inny, ale nie pytajcie mnie kto). Sporo tutaj odwołań do klasycznego heavy metalu, przynajmniej ja to tak słyszę. Niewiele jest tutaj słabych punktów, kawał solidnej muzycznej roboty, przede wszystkim ciekawej kompozycyjnie. W teksty niestety się nie wgłębiałem, ale o szatanie nigdzie tutaj nie słyszałem (to wzmianka dla malkontentów). Dla fanów ciężkiej muzyki nie bojących się eksperymentów jest to pozycja obowiązkowa, dla twardogłowych to pewnie zdrada ideałów. Ale chuj w dupę twardogłowym.

Ocena: 8/10

Recenzja Bojadżijewa
Recenzja Wmichaela

9 uwag do wpisu “Projekt Recenzja: Ihsahn – Eremita

Dodaj komentarz